czwartek, 22 stycznia 2015

Naturalne zamienniki leków, czyli odchudzamy naszą apteczkę


Jeszcze całkiem niedawno, bo jakiś rok temu, bezwarunkowo wierzyłam w cudowną moc kolorowych pastylek. W końcu ich producenci cały czas i na wszelkie możliwe sposoby zapewniali mnie, że dzięki temu wzmocnię odporność, pozbędę się bólu głowy, zapomnę co to przeziębienie czy grypa, będę miała ładne włosy, skórę, paznokcie, a moje życie będzie pasmem sukcesów i nieustającej radości - "Kup nasze tabletki, a będziesz tak zadowolona, jak nasza modelka na plakacie czy aktorka w reklamie". Nie mogli przecież kłamać, skoro mają mnóstwo certyfikatów, pozwoleń, a poza tym robią to wszystko z troski o nasze zdrowie...

Zastanawiam się, kiedy przemysł farmaceutyczny przestał pełnić funkcję bardziej utylitarną, a stał się doskonałym narzędziem do nabijania sobie kieszeni. W końcu nasze zdrowie jest najcenniejsze, a każdy chce zawsze czuć się dobrze, dbać o siebie, aby jak najdłużej cieszyć się życiem - jak panie z reklamy. Wydaje mi się, że spore zmiany w tej materii zaszły wraz ze zmianą ustroju politycznego. Teraz wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, również dobre zdrowie.
Ślepa wiara w moc syropów, maści i tabletek wyrosła na kanwie zaufania, jakim darzymy naszych lekarzy. Skoro mój lekarz rodzinny zna mnie praktycznie od dziecka, więc jest w sumie jak dobry wujek, dlatego na pewno chce dla mnie dobrze. Niestety nie. Lekarze w dzisiejszych czasach dostają całkiem fajne "podziękowania" od firm farmaceutycznych za przepisywanie pacjentom konkretnych leków - bez względu na to, czy są one na receptę, czy ogólnodostępne. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego gabinetu i rozejrzeć się po ścianach czy biurku. Wszędzie plakaty, notesy, długopisy, gadżety - wszędzie logo producenta cudownych specyfików. I już wiemy, kto jest sponsorem strategii leczenia. Oczywiście nie chcę generalizować, ponieważ w dalszym ciągu możemy spotkać lekarzy, którzy nie "sprzedali" się za karton gratisów czy darmowy tablet.

Przemysł farmaceutyczny stał się niezłym biznesem. Wiele osób twierdzi, że najbardziej dochodowym ze wszystkich. W końcu ludzie zawsze będą chorować i zawsze będą kupować leki. Czy to rzeczywiście biznes? Wystarczy wejść do apteki, rozejrzeć się po ladzie -wszędzie ulotki, plakaty, promocje na dane specyfiki i zniżki (faszerowanie się chemią, bo tanio? Na zdrowie!). W telewizji w ciągu dna możemy natknąć się na kilka czy kilkanaście reklam leków - zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym. Przy kasach w supermarketach, zaraz obok gum do żucia, zapałek i maszynek do golenia, równo poukładane kolorowe pudełka z "leczniczą" zawartością. Ale mamy szczęście - leki i zdrowie na wyciągnięcie ręki, gdzieś pomiędzy kupowaniem papieru toaletowego a kartonem mleka możemy zapewnić sobie długowieczność.

Na podejście do leków, jak do produktów codziennego użytku zaczęłam zwracać uwagę wiosną tamtego roku. Wtedy też notorycznie dopadało mnie przeziębienie, bóle głowy, zmęczenie. Najprostsze rozwiązanie? Siata leków. Jednak kiedy pomimo łykania "magicznych cukierków" choroby i objawy wracały, zaczęłam bliżej się przyglądać temu, co w siebie pakuję i zastanawiać, czy rzeczywiście jest mi to potrzebne. Skoro co chwilę wraca jakiś problem, pora znaleźć jego przyczynę. Wtedy też doszłam do wniosku, że wiele leków wcale nas nie leczy, a jedynie maskuje objawy czegoś, co dzieje się w naszym organizmie.
Za wysoki cholesterol? Szara cera? Wypadające włosy? Obniżona odporność? To przecież zawsze są jedynie objawy. Zamiast je minimalizować, trzeba dotrzeć do ich przyczyny i tam zadziałać.

Wtedy też zaczęłam inaczej patrzeć na dostępne w aptekach (w marketach, na stacjach benzynowych, w kioskach...) leki i postanowiłam poeksperymentować. Od 10 miesięcy praktycznie nie biorę żadnych leków, od pół roku... nie chorowałam. Kiedyś to było nie do pomyślenia.
Okazuje się, ze wokół nas jest naprawdę dużo naturalnych produktów, dzięki którym możemy czuć się dobrze (a nawet rewelacyjnie), bez konieczności zostawiania pieniędzy w aptekach i faszerowania się leków.
Wszystko co opisuję, przetestowałam na sobie i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że naprawdę działa. Po tym przydługim wstępie przejdźmy do konkretów. Zagadnienia oczywiście nie wyczerpię w jednym poście. Ale na pierwszy ogień wybrałam te produkty, które są ogólnodostępne i pomagają na podstawowe dolegliwości.


Jakimi produktami możemy zastąpić apteczne leki?

  • Imbir świeży -  na początku jego smak może nie przypaść nam do gustu, ponieważ jest dosyć ostry a sama przyprawa ma dość specyficzny aromat. Ale warto się przełamać. Świeży korzeń imbiru (ja zazwyczaj dodaję kilka cienkich plasterków obranego imbiru do herbaty) wzmacnia odporność, pomaga zwalczyć przeziębienie, wpływa korzystnie na krążenie krwi i na stan naszej jamy ustnej, poprawia ukrwienie mózgu, minimalizuje mdłości, i... łagodzi bóle miesiączkowe. Do tego chroni przed zakrzepami i wspomaga trawienie. Imbir jest u nas chyba wciąż niedoceniany, a naprawę warto po niego sięgnąć. Korzeń tej rośliny możemy kupić w praktycznie każdym markecie czy dobrze zaopatrzonym osiedlowym warzywniaku.
  • Czosnek - tu chyba nie trzeba za bardzo się rozpisywać. Od dawna wiadomo, że czosnek wzmacnia odporność i pomaga walczyć z przeziębieniem. Do jego zalet dodałabym jeszcze, że hamuje rozwój bakterii. Wyczytałam również, że wykazuje działanie antynowotworowe, niszczy pasożyty w przewodzie trawiennym oraz chroni przed udarami i zawałami. Ja go używam głównie profilaktycznie przeciw przeziębieniom. Polecam dodawać pokrojony do kanapek, czy sałatek. I od jakiegoś czasu w szafce "dojrzewa" mi także czosnkowa nalewka. Będzie idealna w okresie zimowo-wiosennym, kiedy znacznie częściej może dopaść przeziębienie.
  • Miód - pierwszą jego zaletą jest to, że jest doskonałym wręcz zamiennikiem cukru. Dosładzam nim m.in. herbatę, lemoniadę, wypieki itd. Co daje nam miód - pomaga zwalczać stany zapalne gardła (1 łyżeczka miodu doskonale się u mnie sprawdza zamiast dawki syropu). Do tego wzmacnia organizm, ma działanie antybakteryjne, przyspiesza gojenie ran (również sprawdzone, wystarczy posmarować nim dane miejsce, pomaga również przy problemach z trądzikiem). Podobno pomaga również w stanach miażdżycowych, leczy wrzody żołądka. No i doskonale sprawdza się jako dodatek do maseczek do twarzy i włosów.
  • Skrzyp polny - wpływa na poprawę stanu włosów, skóry i paznokci. Alternatywą dla tabletek ze skrzypem jest parzona z niego herbata. Jednak odradzam picie kupnych herbat w torebkach, ponieważ zawierają one głównie odpadki produkcyjne (niedowiarkom proponuję rozedrzeć jedną taką torebkę i zobaczyć co jest w środku). Ale spore opakowanie dobrego jakościowo skrzypu polnego możemy dostać już za parę zł w... sklepie zoologicznym! Wystarczy wsadzić odrobinę do kubka, zalać wrzątkiem i poczekać, aż się zaparzy. Spróbowałam kilku rodzajów skrzypu i najlepszy jaki spotkałam, oferuje firma Zuzala klik - można go również kupić w dobrych gabinetach weterynaryjnych albo zwyczajnie zamówić przez internet
  • Kakao  - poza tym, że uwielbiam je pić w zimowe wieczory, ma też sporo zalet. Główną z nich jest oczywiście spora zawartość magnezu (piję dużo kawy, więc dodatkowa dawka magnezu zawsze mile widziana), ale też fosforu, wapnia, żelaza, wit. A, z grupy B i E. Kakao - według kilku źródeł - wpływa również na opóźnianie procesów starzenia, uszczelnia naczynia krwionośne i wykazuje zdolność regeneracji komórek. Oczywiście nie mam na myśli tu tego granulowanego, sztucznie dosładzanego, ale naturalne kakao. Do tego słodzone miodem smakuje znacznie lepiej niż z cukrem.
  • Kurkuma  - wciąż mało znana u nas przyprawa, sama odkryłam ją dopiero kilka miesięcy temu. Jej główną zaletą jest bardzo pozytywny wpływ na nasze stawy i leczenie ich stanów zapalnych. Do tego podobno ma silne działanie przeciwnowotworowe, łagodzi niestrawności. Właściwie jest bez smaku i można dodawać ją do wszystkiego (barwi potrawy na piękny, żółty kolor). Ja już odruchowo dodaję ją do zup, sosów, sałatek, posypuję nią kanapki czy mięso. Świetnie nadaje się też do ryżu.
  • Wódka  - to dość kontrowersyjny "zamiennik" leków, ale jestem żywym przykładem na to, że niezwykle skuteczny. Kilka lat temu dorobiłam się choroby układu trawiennego. Było to bardzo uciążliwe, ponieważ przez kilka miesięcy dzień w dzień tak bolał mnie brzuch, że często nie mogłam normalnie funkcjonować. Przez ten czas wydałam też kilka tys. zł na badania i rozmaite leki, które wcale nie pomagały. Cudowne właściwości wódki (jakkolwiek to brzmi) odkryłam przypadkiem. Któregoś dnia postanowiłam wybrać się na imprezę. Odpowiednio wcześniej odstawiłam wszystkie leki (co za różnica, skoro i tak nie pomagały, a ból był cały czas taki sam) i poszłam z koleżankami do klubu. Po 3 kieliszkach ból... zwyczajnie minął. Nie tak, jak moje niedowierzanie, które trwało przez następny tydzień. Przez kolejne dni nie brałam leków, za to rano po śniadaniu wypijałam kieliszek wódki. Ból znikał i nie wracał przez praktycznie cały dzień. Poszłam przedyskutować swoje odkrycie z gastrologiem, który potwierdził, że wódka rzeczywiście pomaga na problemy z żołądkiem. I skoro działa lepiej niż leki, to zamiast nich miałam (z polecenia lekarza!) wypijać rano1 kieliszek. Po jakimś czasie nie było to już nawet konieczne, bo ból wracał znacznie rzadziej, ale zawsze miałam w torebce "setkę" jako zabezpieczenie przed niespodziewanym atakiem. Teraz kiedy mam jakieś problemy z żołądkiem, zamiast łykać chemię, stosuję tę alternatywę. Sposób ten podpatrzyło kilku moich znajomych i członków rodziny i u nich też sprawdza się o wiele lepiej niż leki. Do tego wywodu może jeszcze dodam, że wódka też dobrze sprawdza się jako środek odkażający.
  • Prysznic - nie jest to co prawda żaden produkt, ale nawet tak podstawowa czynność, jak codzienny prysznic, może przynieść sporo korzyści naszemu zdrowiu. Jednak powinien on być wykonany w odpowiedni sposób. Naprzemienny strumień wody - raz ciepły, a raz zimny - rewelacyjnie pobudza nasze krążenie. I choć nie należy on do najprzyjemniejszych (zwłaszcza te zimne "etapy") może zdziałać wiele dobrego. Po pierwsze jak już wspomniałam wpływa pozytywnie na krążenie, ale też hartuje nasz organizm, zwiększa jego odporność, a przy okazji poprawia przemianę materii na poziomie komórkowym i ujędrnia nasze ciało. Powinien on być jednak wykonany odpowiednią, prostą techniką. Trzeba pamiętać, aby strumień wody zawsze kierować od kończyn w stronę serca. Ja stosuję taki "zabieg" zawsze na koniec zwykłego prysznica.
  • Sen - choć są one oczywiste, często zapominamy o jego dobroczynnych właściwościach. Ja sama w pewnym okresie potrafiłam spać po 4-5 godzin na dobę przez kilkanaście dni z rzędu czy nawet dłużej. I - co dotarło do mnie o wiele później - odbiło się na moim zdrowiu. Dlatego nie warto o nim zapominać. Odpowiednia dawka snu wpływa na poprawę naszej odporności  funkcjonowanie całego organizmu, usprawnia pracę mózgu i reguluje procesy trawienne. Do tego jest też nazywany "najlepszym kosmetykiem", ponieważ wpływa na regenerację komórek i stan naszej cery.
  • Żurawina - znana jest głównie z tego, że ma dobroczynny wpływ na nasz układ moczowy. I w takim celu ją przede wszystkim  spożywam. Ale też wspomaga walkę z przeziębieniem, pomaga walczyć z wrzodami żołądka, pozytywnie wpływa na stan skóry. Do tego chroni wątrobę, obniża poziom cukru we krwi i poprawia pracę serca. Jest też źródłem wielu witamin. Można kupić świeżą żurawinę i samodzielnie zrobić z niej sok, dżem czy konfitury. Suszona żurawina nie traci swoich właściwości, ale jest bardzo słodka. Jeśli sami nie mamy czasu, aby zrobić sok z żurawiny, możemy taki kupić - tu polecam jednak sklepy ze zdrową żywnością albo apteki, ponieważ te dostępne w zwykłych sklepach spożywczych mają w sobie tonę cukru, a do tego często obok żurawiny nawet nie stały, a są wzbogacone jedynie o jej aromat.

Właściwie mogłabym wymieniać tak jeszcze długo, ale postanowiłam jednak stworzyć serię wpisów o tej tematyce. A pisać jest naprawdę o czym.
Oczywiście nie namawiam nikogo do odstawienia jakichś specjalistycznych leków, a tym bardziej bez konsultacji z lekarzem. Ale z kolei wiele specyfików dostępnych bez recepty na podstawowe dolegliwości tak naprawdę nie są nam potrzebne. Oczywiście nie neguję również wizyt u lekarza, kiedy coś nam dolega i nie namawiam do leczenia na własną rękę. Warto jednak wypróbować wspomniane wyżej sposoby, zwłaszcza jako profilaktykę.
Choć nie wyobrażam sobie dnia bez kakao, kurkumy czy miodu, nie ukrywam, że nie opróżniłam mojej domowej apteczki do zera, ale znacznie uszczupliłam jej zawartość. Zawsze muszę mieć w domu m.in. maść z wit. A, Smectę czy saszetkę Tribioticu.

4 komentarze:

  1. ja ponadto bym dodała - zmiana diety - po odstawieniu nabiału - skończyły sie problemy z trądzikiem (który leczyłam latami - antybiotykami, maściami - a szło tylko na to tylę kasy, że aż żal myśleć....) oraz katarem i zatokami (i lekami na nie)
    po odstawieniu glutenu - nagle zniknęły u mnie problemy z alergią (żegnaj zyrtecu), wydętym brzuchem (żegnaj espumisanie) i wiecznym zmęczeniem, oraz problemami z nogami (pękające naczynka)
    tak naprawdę odkąd nie jem glutenu i nabiału - ani razu nie chorowałam, nogi nie bolą, alergia minęła, kataru nie ma, pryszczy również nie.
    Codziennie piję tylko tran oraz suplementuję witamine d3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam :) Nawet planowałam post na temat tego, jakie składniki warto odstawić. Ja póki co jestem na cukrowym detoksie, ograniczyłam też znacznie produkty pszeniczne, ale jeszcze czasami zgrzeszę, bo ciężko pozbyć się naraz większości wieloletnich przyzwyczajeń żywieniowych ;)
      A na naczynka polecam (tak je wyłapałam z tekstu) witaminę C - rewelacyjnie uszczelnia naczynia krwionośne i redukuje już istniejące naczynka
      ps. podziwiam za picie tranu, mnie zapach skutecznie kiedyś odrzucił i już nawet do tego nie podchodziłam

      Usuń
    2. tran piję - na początku mnie odrzucało teraz jest ok
      witamina C - fakt ale tylko lewoskrętna ;)
      a jeśli chodzi o post - z chęcią przeczytam (jestem maniaczką zdrowego trybu odżywania)

      Usuń
    3. Podziwiam. Może kiedyś się przełamię i też spróbuję pić.
      W ogóle tak się pochwaliłam, że nie choruję, a dziś mnie ścięło przeziębienie - co prawda przez stanie w pracy 3 godz na mrozie, ale gdzie się podziała moja wiarygodność teraz? ;)

      Posty tego typu z pewnością będą się pojawiały stopniowo. Wdrażam powoli mój plan noworoczny dot. oszczędzania, eliminowania niepotrzebnej chemii z otoczenia (w tym rozszyfrowywania składów - choć to próbuję robić od dawna), zdrowszego odżywiania i minimalizowania na wielu płaszczyznach. Ale to z czasem, bo najpierw chcę wszystko wypróbować na sobie, żeby wiedzieć o czym piszę, a nie powtarzać czyjeś teorie :)

      Usuń