niedziela, 7 grudnia 2014

Blog sierota i liść w twarz

Wydawać by się mogło, że porzuciłam bloga. Sama przez chwilę tak myślałam. Ale wiem, że kilka osób tu zagląda, za co bardzo dziękuję i obiecuję rychłą poprawę. Powodów braku wpisów było kilka.
Pierwszym, chyba najistotniejszym, było to, że minimalizm zszedł u mnie ostatnio na dalszy plan. Wyrzucanie, przeglądanie, organizowanie itd. męczyło mnie, niby chciałam uporządkować życie, ale czułam, że sama się zmuszam. Znaczy, że jeszcze do tego nie dojrzałam i odłożyłam to do czasu, aż faktycznie będę gotowa. Aż sama miałam często ochotę sobą potrząsnąć i krzyknąć "Halo, kobieto, ogarnij się i nie rób scen, to tylko rzeczy - graty, których dotykasz tylko kiedy trzeba je podnieść wycierając kurze albo przekopując się przez nie szukając czegoś, co schowałaś nie-wiadomo-gdzie tylko po to, żeby wiedzieć, gdzie to masz!". Teraz już doszłam do takiego punktu, gdzie bardziej męczy mnie posiadanie niż wyrzucanie. Teraz już jestem gotowa, żeby się ogarnąć.

Drugi powód, który z minimalizmem nie ma nic wspólnego, a który nieco zaprzątnął mi głowę, był fakt, że się zaręczyłam. Spodziewałam się tego co prawda, ale mimo to, jakoś nie miałam głowy do klejenia zdań i górnolotnych myśli. Wolałam cieszyć się chwilą i tym powiewem świeżości w związku.

Trzeci powód jest tak prozaiczny, że wydaje się zwykłą wymówką dla lenistwa. Czyli nie miałam czasu. Choć po prawdzie czas może i by się znalazł, ale wracając z pracy miałam ochotę tylko schować się w łazience i zorganizować sobie okopy w wannie pełnej wody z pianą, albo zwyczajnie pogapić się tępo w ścianę "ulewając bezmyślnie ślinę".

Kopa do działania dało mi coś tak prozaicznego, jak zmiana mebli. Choć dla mnie to było wydarzenie, bo ostatni raz zmieniałam je... 20 lat temu jeszcze w podstawówce! W gimnazjum i szkole średniej mi nie przeszkadzały, na studiach mnie nie obchodziły, kiedy nie planowałam wracać do rodzinnego miasta w ogóle nie zaprzątałam sobie tym głowy, a kiedy jednak wróciłam - zaczęły mi bardzo przeszkadzać. Bo jak prawie 30-letnia baba ma funkcjonować upychając graty w starych, nieco dziecinnych meblach.
Pierwszy "liść w twarz" na otrzeźwienie przyszedł, kiedy po wyjęciu całego mojego dobytku, który żartobliwie postanowiłam nazywać posagiem, przeraziłam się ogromem rzeczy, które zebrane do kupy sprawiły, że miałam ochotę dać nogę i zakotwiczyć się pod jakimś mostem niż to porządkować.
Drugi "liść"wylądował na mym licu, kiedy zorientowałam się, że żal mi się pozbywać starych mebli, bo przecież tyle lat razem, tyle wspomnień blablabla.Wtedy już tak naprawdę uświadomiłam sobie (choć przeczuwałam od dawna), że mam problem.

Myślę jednak na zmianą formuły bloga, bo i mnie samą czeka sporo zmian, które również będą widoczne w zamieszczanych tu treściach. Ale to od stycznia, bo tak łatwiej zacząć.

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że"wrócilas" bo już myślałam, że blog umarł śmiercią naturalną ;). Czekam z ciekawością na nowe wpisy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę (i to dłuższą - patrz: słomiany zapał) też tak myślałam. I cieszę sie, że ktoś jednak czekał :)
      Niestety z racji wykonywanego zawodu ostatnie tygodnie przez wybory samorządowe dały mi ostro w kość i tyle się naklepałam w klawiaturę, że po powrocie do domu nie mogłam patrzeć na komputer. Na szczęście już się powybierali, więc mogę odetchnąć

      Usuń