niedziela, 28 września 2014

Pokolenie chomików

Pamiętacie czasy, kiedy w sklepach na półkach był tylko ten osławiony już ocet? Ja też nie.
Kiedy - jeśli się miało znajomości - zakupy robiło się spod lady? Kiedy kwitł handel kartkami na żywność? Kiedy trzeba było ustawiać się w środku nocy pod sklepem w kolejce, żeby w ogóle coś kupić? Kiedy ciuchy, tetrowe pieluchy czy nawet obrączki ślubne były na kartki? Kiedy wszyscy mieli pieniądze, ale nie mieli na co je wydać? Albo kiedy coca colę można było kupić jedynie w Pewexie i to za dolary? Ja też, jak całe moje pokolenie, wszystko to znamy jedynie z opowiadań rodziców.
Niestety przeszłość, o której tak na dobrą sprawę nie mamy za bardzo pojęcia, determinuje nasze teraźniejsze życie.


Pokolenie zbieraczy (choć sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nimi jesteśmy - tak samo jak ja sobie tego nie uświadamiałam) wyrosło na gruzach wojny. Wtedy też nasi pradziadkowie potracili wszystkie dobra i ziemie, a nasi dziadkowie schedę po rodzicach, która z dnia na dzień została zagrabiona i przeszła w inne ręce. Po zakończeniu walk i okupacji zaczęli od nowa odbudowywać cały swój świat, kolekcjonować dobytek, szanować każdy przedmiot i to samo wpajali swoim dzieciom. Nasi rodzice wychowywali się w czasach, kiedy zaczął obowiązywać nowy społeczno-ekonomiczny system. Kiedy wszyscy mieli pieniądze, ale brakowało towarów. Dlatego kiedy już miało się dostęp do jakichś dóbr, brało się na zapas, na czarną godzinę. Nasi rodzice zostali wychowani na zbieraczy i z czasem - choć już nie było takiej potrzeby - nieświadomie zarażali taką postawą swoje dzieci, kolejne pokolenie, czyli m.in. mnie. (jest to oczywiście spory skrót myślowy).

Pamiętam, jak mój tata opowiadał, że któregoś dnia dostał "cynk" od znajomego, że w sklepie meblowym była spora dostawa. Od razu "zdezerterował" z pracy i popędził do sklepu po kredens - akurat byli z mamą zaraz po ślubie i mieli wyprowadzać się na swoje. Kiedy wpadł do meblowego, chwycił pierwszy z brzegu karton i pognał do kasy. Dokładnie tak samo zrobiło kilkadziesiąt innych osób. Nie było mowy o wybrzydzaniu, zastanawianiu się nad kolorem, wyglądem, ilością półek... ba, nikt tak do końca nie wiedział, za co właściwie będzie płacił. Kiedy tata wrócił do domu rodzina zebrała się w pokoju i wspólnie otworzyli karton sprawdzając, co też kryje się w środku i jakiż to mebel udało się upolować. W dobie powszechnego konsumpcjonizmu i podaży znacznie przewyższającej popyt, kiedy wszyscy producenci prześcigają się w pomysłach, jak przyciągnąć klienta, takie opowieści brzmią jak abstrakcja.

To nie nasi dziadkowie ani rodzice, ale właśnie my jesteśmy ofiarami PRL-u - z wypchanymi do granic szafami, z przepełnioną lodówką, której zawartość często ląduje w koszu z przeterminowaną datą, z kartonem suplementów, z hektolitrami kosmetyków, stosem kolorowych gazet i setkami wyprodukowanych na wschodzie bibelotów, które mają zdobić nasze królestwa.

Naszą pogoń za kolejnymi rzeczami z powodzeniem wykorzystują producenci, masowo produkując i wypuszczając na rynek badziewie, bo wiedzą, że i tak ktoś to kupi. Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat ilość zdecydowanie zastąpiła jakość. Przykład? Kupiona kilka lat temu ława swoje lata świetności ma już jednak za sobą. Za to kupiony 30 lat temu kredens rodziców - choć już nie najmodniejszy - dalej dumnie stoi w ich mieszkaniu. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że nadmierny konsumpcjonizm jest wymuszony jakością dostępnych rzeczy. Nasi rodzice nie wyrzucali, bo przecież działało, jak np. 25-letni elektryczny młynek do kawy, który dalej nam służy. My nie wyrzucamy, bo tak nas nauczono. Ile razy słyszeliśmy od naszych rodziców: Chcesz to wyrzucić? Zostaw, może się przyda. Niestety dopiero teraz, po latach chomikowania różnych przedmiotów (często takich samych, jak np. 4 parasolki), odkrywam "klątwę przydasiów" rzuconą na nas przez starsze pokolenia...

4 komentarze:

  1. Mam podobne przemyslenia :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakość jest teraz tragiczna, a czytałam nawet, że cała "elektronika" zaprojektowana jest tak, żeby za jakiś czas celowo się popsuła, bez możliwości naprawy - trzeba kupić nowe.
    Rzeczy - jeśli są dobrej jakości - to i cena wysoka - i prawda jest taka, że biednego nie stać na tanie rzeczy, ponieważ prędzej czy później musi kupić nowe buty, nową odzież.
    Jeśli chodzi o producentów - to ja się nie mogę nadziwić reklamom - a dokładnie bzdurom jakie w nich przekazują (reklama cudownych tabletek czy kremów to obietnica cudownego życia z wiecznym wyglądem dwudziestolatki).
    Ręce opadają :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tą jakością trafiłaś w dziesiątkę. Obserwuję to od kilku lat. Ubrania, buty, sprzęt elektroniczny, czy AGD szybko sie psują i szybko nadają się tylko na śmietnik. Za to ceny tych bubelków wcale nie są niskie. Wcześniej raz kupiona rzecz służyła naprawdę długo i była solidnie wykonana.

    OdpowiedzUsuń