niedziela, 21 września 2014

Minimalizm - z czym to się je?

Do minimalizmu początkowo podchodziłam jak do jeża i krążyłam wokół tematu dobrych kilka miesięcy, zanim postanowiłam wprowadzić go w życie. Niestety cierpię na syndrom "palącego się porzucacza" - najpierw zapalam się do jakiegoś pomysłu, kilka tygodni żyję właściwie tylko jednym, by za jakiś czas walnąć wszystko w kąt i wrócić do swojej znanej codzienności.
Dlatego kiedy większość początkujących minimalistów rzuca się na odgracanie swojej przestrzeni, ja postanowiłam najpierw oswoić się z teorią i upewnić się, że chcę przejść do praktyki. Co prawda boom na minimalizm wystrzelił jakieś dwa lata temu, ale to tym lepiej, ponieważ od tego czasu w sieci nazbierało się trochę materiałów na jego temat. Choć z drugiej strony blogów poświęconych tej tematyce nie ma aż tak dużo, jakby się mogło wydawać.

Po przewertowaniu wielu for internetowych, artykułów i blogów stwierdziłam, że to faktycznie coś dla mnie. I śmiało mogę stwierdzić, że dalej nie wiem, czym dokładnie jest minimalizm. Nie istnieją określone zasady, reguły i przepisy mówiące "zrób tak i tak, tego i tego nie rób, to będziesz minimalistą". Przez ten czas wyrobiłam sobie jednak pewne poglądy i doszłam do wniosku, że z minimalizmem jest jak z... ziemniakiem.

źródło
Zależnie od tego, jakie mamy upodobania i w jaki sposób przygotujemy naszego ziemniaka, taką otrzymamy potrawę. Możemy zajadać się gotowanym kartoflem, plackami ziemniaczanymi, frytkami, kopytkami, pierogami etc.
Podobnie jest z minimalizmem - każdy "przyrządza" go według własnego uznania.

Są osoby, które wyznają skrajny minimalizm, jak np posiadanie zaledwie 100 przedmiotów (albo i mniej). Są minimaliści, którzy jedynie ograniczają się do uporządkowania swojej przestrzeni życiowej. Są osoby, które dostrzegają w nim wymiar duchowy itd. itd. Prawda jest taka, że ilu minimalistów, tyle minimalizmów.

Dla mnie minimalizm to przede wszystkim odgracenie życia, odgrancenie umysłu, odgracenie przestrzeni, świadome zakupy, świadome życie, celebracja rzeczy ważnych, bojkot konsumpcjonizmu (i chwytów marketingowych), a także skupienie się na tym, co istotne, a nie na kolekcjonowaniu przedmiotów. Dążenie do tego upragnionego być nie mieć.

Wracając jeszcze do tego naszego ziemniaka. Myślę, że to dobra alegoria minimalizmu - ziemniak jest prosty, ziemniak pozwala nam przeżyć, a przy odrobinie wyobraźni możemy z niego wyczarować coś, co będzie nam bardzo smakować. Dokładnie tak, jak minimalizm.

Po kilku miesiącach oswajania się z jeżem, tfu... z minimalizmem, godzinach przemyśleń, lekturach wielu tekstów pisanych przez minimalistów albo o minimalistach stwierdziłam, że teraz faktycznie jestem gotowa pozbyć się tego wszystkiego, co tak skrupulatnie gromadziłam w domu i w głowie. O minimalizmie wiem już sporo i mam wyrobione zdanie na wiele kwestii. Teraz już śmiało mogę powiedzieć, że jestem gotowa się odgruzować. Teraz czas na praktykę. I dobrze, że dopiero teraz, bo dopiero kilka dni temu zrodził się pomysł na tego bloga. Dzięki temu wszystko będzie aktualne, na bieżąco i nic mi nie umknie w tej krętej i wyboistej drodze do utarcia nosa marketingowcom. 

2 komentarze:

  1. Powodzenia :-)
    i z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) jeżeli chodzi o wpisy to pomysłów dużo, tylko czasu niestety wciąż za mało. Ale z pewnością będą pojawiały się regularnie :)

      Usuń